Menu

Festyn rodzinny 12.09.2010

Kolejny już raz duża grupa parafian i sympatyków parafii spotkała się na festynie rodzinnym organizowanym na parkingu przy szkole muzycznej. Termin niedzielny, piękna pogoda sprzyjały frekwencji. Festyn odbywa sie w niedzielę najbliższą terminowi parafialnego odpustu, który przypada 14 września. Prócz integracji, celem festynu była zbiórka pieniedzy na parafialny Caritas i na rzecz powodzian. Udało się, dzięki ofiarności wielu osób zebrac dużą kwotę - a jaką - prosze przeczytac na końcu strony.

Ksiądz Przemysław po raz pierwszy stanął przed koniecznością prowadzenia festynu ludowego. Ale dał radę!

Od początku festynu ludzi przyciągała loteria fantowa.

Starsi skaczą przez skakanki, ale co robi ten malec na płocie? Pewnie był bez mamy.

Agnieszka skakała tak długo, aż przestała widzieć. Ale tylko na chwilę.

Dyskusja czy grilować aż takie wielkie kawałki, czy może porcje dziecinne?

Bo prócz loterii, uczestnicy tracili majątek na domowe ciasta, kawę i herbatę. No, nie cały majątek, kawa i herbata były po 1,- zł.

Zapach ciast dotarł aż na ul. Roosevelta, do ratusza!

Prezydent Miasta bezbłędnie zlokalizował domową ciastkarnię i wspomógł ją zakupami.

Obstawa władz miasta? Nie, to strażacy i policjanci przyjechali by pokazać dzieciakom swoje słuzbowe pojazdy.

Były też gadżety rozdawane przy radiowozie. Żeby tak było na co dzień...

Zwiedzamy wóz bojowy straży pożarnej. Mnie zaciekawiły nożyce do rozcinania kolumny kierownicy i uwalniania nóg.

Cały czas trwały wyścigi i zabawy sportowe pod okiem p. Darka.

Pani Ela mierzyła ciśnienie, a że emocji choćby przy zawodach sportowych było co nie miara, jej puszka na Caritas była baaardzo ciężka.

Ciśnienie podnosiło się, kiedy delikwent stojacy w takiej kolejce dotarł do lady i mógł kupić losy. Każdy los wygrywał, ale co ?.. No właśnie, stąd te skoki ciśnienia.

Domowe wypieki kusiły "gapowiczów" chcących sią posilić bez pracy. I połknij taką ! Aż strach !

Tym co cukier szkodzi, p. Bogusława oferowała domowy chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym.

Dzięki ładnej pogodzie, plac parkingowy był pełen ludzi.

Niezmordowanie prowadzący różne konkurencje pan Darek liczy punkty za celne trafienia.

Wszystko pod czujnym okiem strażników z Towarzystwa św. Wojciecha.

Bliski kontakt z Policją.

Około 17 było już bardzo tłoczno.

Aż z Australii przyleciał by napić się kawy - ks. Henryk Micek pije kofeinę (Nesca ma ją w ogóle?) przed przeciąganiem liny.

Szlagier festynu - przeciąganie liny zespołów księży, lektorów i Tow. św. Wojciecha.

Powyżej było pozowanie, tu już zaczęła się ciężka praca.

Lektorów zgubił początkowo brak doświadczenia. Pierwszą rundę wygrali księża.

Ale z członkami Tow. św. Wojciecha nie było już tak łatwo.

Powiem tak: "cud, że lina nie pękła". Ostatecznie księża już bez ks. Henryka zostali wyholowani przez Wojciechów.

Poprzymierzać się miło.

Zabawa na całego.

Orkiestra górnicza zrobiła frajdę, ludzie wyglądali z okien, sprawdzając co się dzieje.

"Tańczyć to nie grzech" - jak zachęcał do zabawy parafian ks. proboszcz.

W końcu motocykle ruszyły, chetnych do jazdy było wielu. Każda pani marzy o wyrwaniu sie z kuchni, tylko że nie każdy mąż ma akurat wolne 50.000,- na motocykl.

Organizator festynu, ks. proboszcz Piotr Kotowski robi rundę honorową wokół parkingu.

Niektórzy, jak p. Zbyszek mieli nawet motorek (czerwony w tle), ale na taki mały, to panie nie chciały się łapać.

Ostatnią godzinę grała i śpiewała nasza parafialna schola.

Po festynie ksiegowość parafialna ruszyła do sumowania ofiarowanych pięniedzy. Było ich ponad 3000,- złotych. Dziękujemy wszystkim ofiarodawcom i tym, którzy ofiarowali swój czas i pracę w przygotowania i obsługę festynu.